OZE na ustawowej karuzeli
Przewiń do artykułu
Menu

Odnawialne źródła energii wsiadły na prawną karuzelę już dobrych kilka lat temu. Miały z niej zejść najpóźniej do grudnia 2010 roku, ale kręcą się na niej nadal...

 

 

Odnawialne źródła energii wsiadły na prawną karuzelę już dobrych kilka lat temu. Miały z niej zejść najpóźniej do grudnia 2010 roku, gdy mijał termin implementacji unijnego prawa o OZE do prawa polskiego. Tymczasem karuzela kręci się nadal, zawrót głowy u inwestorów coraz silniejszy, końca nie widać. To już wygląda jak ten „żenująco głupi dowcip” rodem z kabaretu. Niestety, to rzeczywistość.

 

Zrozumieć jednak tę polską, a ściślej – ustawowo-parlamentarno-polityczną rzeczywistość łatwo nie jest. Na pewno najłatwiej to wszystko pojąć byłoby Sławomirowi Mrożkowi, ale nas niedawno, niestety, opuścił.


Może więc dobrze będzie zacząć tak, jak zaczynają się wszystkie bajki: pewnego razu, za górami, za lasami, było sobie królestwo, a w nim…

 

Same (bolesne) konkrety

 

Najnowsze zestawienia Komisji Europejskiej pokazują, że wdrożenie przepisów unijnych zajmuje Polsce średnio 16,6 miesiąca, co przy średniej unijnej - 9,5 miesiąca – sytuuje nas na ostatnim miejscu w Europie.


W marcu tego roku Komisja Europejska poinformowała, że pozywa Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE, w związku z niedopełnieniem obowiązku wdrożenia dyrektywy 2009/28/WE w sprawie promowania energii ze źródeł odnawialnych. Czas na transpozycję tych przepisów mieliśmy do 5 grudnia 2010 r.


Kierując sprawę do Trybunału, Komisja zaproponowała nałożenie na Polskę dziennej kary pieniężnej w wysokości 133 228 80 euro. Jak ocenia Ministerstwo Gospodarki, wyrok Trybunału Sprawiedliwości może zapaść za rok i jeżeli przed tym terminem Polska wdroży i notyfikuje odpowiednie przepisy – możemy uniknąć kary.


Mistrzowie rzutu na taśmę, czyli nasi parlamentarzyści i politycy, stając przed takim faktem oraz zbliżającymi się wyborami, które mają w tej kwestii znaczenie (kto twierdzi, że nie mają, nie zna polityki), zabrali się więc dziarsko do pracy nad nową ustawą o odnawialnych źródłach energii.


Zabrali się z tym większą ochotą, iż rząd właśnie ogłosił, że do znanego projektu dokumentu z października 2012 roku ma zamiar wprowadzić znaczące zmiany.
Zmian tych jednak,  jak na razie, nie wprowadził, zatem mamy dokument bazowy, zawierający zasady nowego systemu wsparcia OZE.

 

Co w duszy gra?

 

A raczej grało, bo melodia, jak wyżej wspomnieliśmy, ma ulec zmianie.


A zatem, w projekcie owej ustawy znajduje się zapis znacząco ograniczający swobodę działalności gospodarczej. Wprowadza się bowiem maksymalną cenę za energię elektryczną oraz takie zasady wydawania zielonych certyfikatów, aby zniechęcić do sprzedaży energii innemu podmiotowi, aniżeli sprzedawca zobowiązany.

 

energooszczednosc na co dzien2 

 

W praktyce uniemożliwi to sprzedaż energii po wyższej cenie aniżeli 198,90 zł za 1 MWh. Oznacza to, że faktyczna sytuacja OZE pogorszy się w stosunku do obecnego systemu wsparcia zarówno w przypadku, kiedy ceny energii elektrycznej na rynku konkurencyjnym w kolejnych latach wzrosną, jak i wówczas, kiedy spadną. Ot, ciekawostka.


Bardzo niekorzystna dla inwestorów wydaje się być także modyfikacja systemu zielonych certyfikatów. Okres wsparcia ma zostać ograniczony do 15 lat, dla porównania - w Niemczech i Wielkiej Brytanii to 20 lat.


Zmniejszeniu ulegnie również liczba praw majątkowych do świadectw pochodzenia dla energii elektrycznej wyprodukowanej przez farmy wiatrowe uruchamiane po 2013 r., a kwota jednostkowej opłaty zastępczej ma zostać ustalona na stałym poziomie i nie będzie waloryzowana.


W efekcie prognozowany spadek strumienia przychodów farmy wiatrowej do 2028 r., w wyniku uchwalenia ustawy w proponowanym kształcie może wynieść, jak uważają eksperci, aż do 33 proc.!


W ustawie brak jest przepisów przejściowych. Zdecydowana większość z istniejących instalacji OZE została wybudowana z wykorzystaniem finansowania komercyjnego, pozyskanego od instytucji finansowych.


Te kredyty nie zostały jeszcze pospłacane i szybko nie będą. Zmiana zasad gry w czasie jej trwania – i to tak drastyczna – narusza zaufanie obywateli do państwa i prawdopodobnie jest niezgodna z konstytucją.

 

Mikrusy zyskają, ale umiarkowanie

 

W projekcie ustawy z października 2012 r., tym właśnie, który zostanie znacząco zmodyfikowany, wpisano system taryf gwarantowanych, mających przysługiwać producentom zielonej energii w instalacjach o mocy do 100 kW. Właściciele większych instalacji mieli korzystać ze zmodyfikowanego systemu zielonych certyfikatów.


Jak jednak wynika z wypowiedzi Jerzego Pietrewicza, wiceministra gospodarki nadzorującego prace nad ustawą o OZE, rząd chce ograniczyć możliwość otrzymywania taryf gwarantowanych tylko do mikroinstalacji, czyli przydomowych instalacji fotowoltaicznych, mikrobiogazowni czy małych elektrowni wiatrowych.


Moc tych mikroinstalacji wynosiłaby maksymalnie 40 kW.


– Nie będziemy ustalali cen energii. To zbyt głębokie wejście w rynek. To zastrzeżenie nie dotyczy mikroenergetyki. – mówi wiceminister.


Jak szacują eksperci, małe systemy OZE, które będą instalować gospodarstwa domowe, czyli prosumenci (producenci i konsumenci w jednym), mogą dać w sumie przynajmniej 2 GW nowych mocy. To więcej niż planowana przez rząd elektrownia jądrowa, której koszt ocenia się na ok. 50 mld zł.


W październikowym projekcie ustawy o OZE koszt nowego systemu wsparcia dla energetyki odnawialnej w latach 2013-2020 miałby wynieść w sumie ok. 53 mld zł. Wiadomo jednak, że rząd koszty dopłat dla energetyki odnawialnej chce znacząco ograniczyć.


Na razie w ogóle nie wiadomo, jaka miałaby być wartość taryf gwarantowanych dla poszczególnych mikroinstalacji zielonej energetyki.


Ten system taryf zakłada stałą stawkę dopłat dla danej mikroinstalacji w przyjętym okresie (wg najnowszych ustaleń – 15 lat) Później energię z mikroinstalacji będzie można sprzedawać do sieci po cenie rynkowej.


Rządowe propozycje regulacji dla rynku OZE zakładają wprowadzenie szeregu ułatwień dla gospodarstw domowych, które będą chciały zainwestować w mikroinstalacje – w stosunku do obecnie obowiązującego prawa.


Chodzi m.in. o przeniesienie obowiązku i kosztów podłączenia mikroinstalacji do sieci na zakład energetyczny, ułatwienia administracyjne, jak również zwolnienie z obowiązku zakładania działalności gospodarczej.

 

Jest, czy jej nie ma – nie poddajemy się

 

Zdaniem Grzegorza Wiśniewskiego, prezesa Instytutu Energetyki Odnawialnej, sytuacja w Polsce jest kuriozalna - większość z przeszło 3,2 tys. wszystkich działających małych elektrowni wiatrowych nie jest podłączona do sieci elektroenergetycznej, a z 200 domowych instalacji fotowoltaicznych - żadna.


Przebrnięcie przez biurokrację i dotychczas obowiązujące wymogi prawne skutecznie zniechęca Polaków do inwestycji w odnawialne źródła energii.
Dla przykładu, przy obecnych kosztach instalacji fotowoltaicznej (10 kW to wydatek rzędu nawet 100.000 zł), taka inwestycja w Polsce zwróciłaby się po mniej więcej 27 latach, a w Niemczech po 4 latach. Bez komentarza.


Wobec powszechnego „nikt nic nie wie” nie poddaje się Małgorzata Skucha – prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, po prostu robiąc swoje.

 

 

 


I wprowadza, mimo braku ustawy o OZE, program o nazwie „Prosument”.


NFOŚiGW chce wpłynąć na popularność energooszczędnych systemów grzewczych oraz mikroinstalacji energetycznych. Dlatego właśnie wesprze finansowo inwestorów stawiających na gazowe kotły kondensacyjne, czy kogenerację i trigenerację.


Wsparcie otrzymają także mikroinstalacje OZE typu prosumenckiego do produkcji energii cieplnej i elektrycznej, a więc kotły na biomasę, pompy ciepła, kolektory słoneczne, systemy fotowoltaiczne, małe elektrownie wiatrowe i wodne na istniejących stopniach wodnych.

 

Ewa Grochowska


komentarz autorki:

 

Przyglądając się zmaganiom Polaków z oporem materii w kwestii ustawowej regulacji OZE, trudno uciec od pytania: jak to jest możliwe, że nam się w ogóle jeszcze chce bawić w tę zieloną energię?


Odpowiedź kryje się chyba w naszej historii – zawsze sprawnie radziliśmy sobie w sytuacjach skrajnie trudnych. To w końcu od nas zaczął się demontaż systemu powszechnej szczęśliwości, który niekoniecznie się sprawdził. Łatwo nie było.


Mam taki wrażenie, że przeforsowanie nowej ustawy o OZE będzie miało taką moc wobec polskiej rzeczywistości, jak zburzenie Muru Berlińskiego wobec rzeczywistości DDR.


Sądząc po oporze politycznej materii – coś jest na rzeczy.

 

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl